CO ZWIEDZIĆ WE LWOWIE - Lew, nalewka i stare miasto

W opowieściach z Narni tytuł brzmi nieco inaczej "Lew, czarownica i stara szafa", ale pozwoliłam sobie dokonać jego niewielkiej parafrazy. Być może zastanowi Was, dlaczego nawiązuję do tej opowieści z czasów, kiedy nie było jeszcze Harego Pottera. Otóż, wysiadając na dworcu autobusowym we Lwowie miałam poczucie, jakbym otworzyła drzwi do innego świata. Świata pełnego magii, ale też niepokojącego, smutnego i okrytego patyną. Na samą Ukrainę przygnała mnie ślubna uroczystość, wobec czego na zwiedzanie nie miałam zbyt wiele czasu. Jako znany stachanowiec nie wyjechałam jednak bez choćby liźnięcia i uszczknięcia rąbka tajemnicy klimatycznego Lwowa.


Niezwykłe Baletnice i lwowska opera w rolach głównych

Lew
Symbolem tego wyjątkowego miasta na Ukrainie jest lew. Uświadomiłam sobie, że jest to drugie miasto lwa, które odwiedziłam w tym roku - pierwszy był Singapur. Ukraiński lew nie jest jednak żadną hybrydą - to lew z krwi i kości. Pytanie brzmi, czy ten lew nie ma przytępionych pazurów i opiłowanych kłów? Niestety mam wrażenie, że tak właśnie jest. To bardziej przyczajony lew i odkryty kryzys. Lwów jest tak samo piękny, co zaniedbany. Samo centrum i starówka jeszcze jakoś się trzymają. Widać, że były odnawiane, ale wystarczy odejść nieco od rynku i ratusza lub wejść w bramę, żeby zobaczyć inne oblicze Lwowa. Doświadczanie tego miasta było dla mnie trudne, bo ciężko patrzeć na marnujący się i rozsypujący w pył taki potencjał. Gdyby Lwów został odnowiony, to mógłby śmiało konkurować z najbardziej znanymi europejskimi stolicami. Cudowne secesyjne kamienice, które czekają jak starzejące się damy na powolną śmierć. Przebija się w nich jeszcze dawna uroda, ale ginie pod ludzką niefrasobliwością i niemocą. Każde okno jest w nich inne, bo panuje samowolka, kruszeją w oczach, sypią się zardzewiałe balustrady, obłażą tynki, porasta je grzyb. Żal ściskał serce tak mocno, że łzy stawały mi w oczach.

Nie pomogą nawet takie barwne zatuszowania rzeczywistości.


Ciemne oblicze Lwa.
Na-lewka
Na lwowskie zdołowanie zdecydowanie pomoże tamtejszy hit "Pijana Wiśnia" czyli nalewka, która urosła do rangi najbardziej znanego lwowskiego napoju wyskokowego. Cudowny, szkarłatny kolor, intesywny smak i pyszne wiśnie na dnie to fantastyczne połączenie zdolne zaspokoić gusta przeciętnych obywateli oraz wykwintnych smakoszy. Pijalni i sklepów jest kilka. Oczywiście najbardziej oblegany jest ten przy rynku. Jest też ku temu powód - po wejściu koniecznie spójrzcie w górę. Sufit robi wrażenie! Po wypiciu kieliszka, czy dwóch... uświadomiłam sobie, że w słowie nalewka kryje się słowo LEW, a właściwie całkiem mały lewek :)

Kiedy butelka z wiśniówką nabiera nowego znaczenia

Butelki i buteleczki z wiśniową pin up girl. 

Wiśniówka serwowana jest w charakterystycznych kieliszkach


Stare Miasto
Odpowiednio znieczuleni i pijani szczęściem idziemy zwiedzać dalej. Teraz wszystko będzie bardziej kolorowe. Jak dla mnie, jest kilka obowiązkowych miejsc, które warto we Lwowie zobaczyć.

1. Opera Lwowska
Wspaniały gmach zaprojektowany przez Zygmunta Gorgolewskiego do tej pory króluje przy Prospekcie Swobody - głównej arterii miasta. Nie wystarczy jednak zobaczyć budynek z zewnątrz. Koniecznie wejdźcie do środka. Zachwycamy się bowiem operą paryską, a tutaj przepych i kunszt wykonawczy jest wcale nie mniejszy. Największe wrażenie zrobiły na mnie: monumentalna klatka schodowa, cudowny sufit w sali koncertowej i bogato zdobiona sala lustrzana. Autorami rzeźb byli wybitni rzeźbiarze tamtych czasów Piotr Wójtowicz i Antoni Popiel, a malowidła wykonali Stanisław Rejchan w sali koncertowej, Tadeusz Popiel na klatce schodowej i Stanisław Dębicki w foyer - czyli sali lustrzanej. Na malowidłach można wypatrzyć sceny z różnych oper w tym np. Krakowiacy i Górale.

Zachwycająca sala lustrzana - uwaga może zaboleć kark od patrzenia do góry.

Klatka schodowa 

Sufit z muzami i nimfami w sali koncertowej 
2. Kościół Ormiański
To drugie miejsce, które mnie zachwyciło. Niezwykłe, pełne symbolicznych malowideł autorstwa Jana Henryka Rosena, śmiało mogłoby posłużyć jako miejsce akcji jednej z książek Dana Browna. Twarze, niczym z prerafaelickich obrazów obserwują cię z każdej strony jednocześnie kierując twój wzrok, ku określonym figurom i postaciom. Wśród tych twarzy rozpoznać można żyjące wówczas ważne osobistości. Wnętrze spowite jest półmrokiem , a  światło punktowo podkreśla niektóre fragmenty malowideł. Historia kościoła sięga już XIV wieku, ale katedrę, którą możemy oglądać obecnie rozbudowywano i dekorowano w początkach XX wieku odkąd jako arcybiskup rozpoczął swoją działalność Józef Teodorowicz.

Na co spogląda środkowa postać, czy jako jedyna widzi duchowych towarzyszy?

Jan Chrzciciel przedstawiony niemal jak ukrzyżowany Jezus. Zamiast głowy ma światło na kształt hostii.

3. Kaplica rodziny Boimów
Tutaj serce ścisnęło mi się mocniej, bo z zewnątrz kaplica niszczeje. Nie dało się jej nawet zrobić zdjęcia tak, aby nie było widać jakiś porozwieszanych na niej, szkaradnych transparentów. Jak można tak traktować jeden z najwspanialszych zabytków, jakie ma Lwów? Nie poprzestańcie na rzuceniu okiem na kaplicę z zewnątrz, bo nic nie zobaczycie. Ona jest jak jajko z niespodzianką i warto wydać kilka groszy na wstęp. Kiedy już wejdziecie ukaże wam się w całej swojej okazałości. Z fantastyczną kopułą i bogactwem ornamentów. Budowę kaplicy w pocz. XVII rozpoczął Jerzy Boim z małżonką. Niegdyś była ona wolnostojącą kaplicą grobową usytuowaną na cmentarzu. Obecnie cmentarza już nie ma, a kaplica wrosła w strukturę sąsiednich budynków.


Imponująca kopuła. Nie będę zdradzać zdjęciami reszty - sami zobaczcie :)

4. Ja pierniczę!
Jest takie jedno magiczne miejsce we Lwowie, gdzie każdy może poczuć się jak dziecko. Zapach pierniczków czuć jeszcze zanim odkryje się samo jego źródło. To mały piernikowy raj na ziemi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknie ozdobionych pierniczków i takiej rozmaitości. Do tego każdy może tutaj udekorować swój pierniczek na specjalnych warsztatach. Pierniczków można także skosztować na pierniczkowej degustacji. Ja pierniczę, jak nie chciało mi się stamtąd wychodzić...


Pierniczki z symbolami Lwowa i Ukrainy zajmowały kilka regałów.




Nadążały też za najnowszymi dziecięcymi trendami 

5. Spacer po zaułkach
Spacerując niespiesznie po Lwowie można odkryć naprawdę ciekawe miejsca. Warto wchodzić w bramy i sprawdzać, co kryje się na klatkach starych kamienic. Czasem będzie to klub, innym razem kawiarnia lub ciekawy street art, albo przepiękne posadzki. To odkrywanie Lwowa i jego smaczków sprawia, że chce się wrócić i już obmyślam plan kiedy znowu tam pojechać.

Takich klimatów nie powstydziłyby się Włochy.

Misterne haftowane wzory do dziś zdobią tradycyjne, ale wciąż używane ukraińskie stroje i nie tylko :)

Parasolki, parasolki... taką kiedyś śpiewała mi piosenkę moja mama.

Polskie akcenty.

Lwów wciąga ;)



   

Komentarze

  1. Żałuję, że podczas mojej jak na razie jedynej wizyty we Lwowie miałam tak mało czasu na zwiedzanie. Muszę tam wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tylko liznęłam, mam niedosyt i bardzo chciałabym wrócić :)

      Usuń
  2. Wciągająca relacja ozdobiona fotografiami w ujmującym klimacie. Wyjątkowo podoba mi się odszukiwanie polskich akcentów. No i ta "pijana wiśnia" ... ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa, a polskich akcentów jest bardzo wiele, choć takie smaczki jak na tej ścianie nie zdarzają się często.

      Usuń
  3. A ja do Lwowa wybieram się w marcu!:) I już nie mogę się doczekać:) A szczególnie pobytu w Operze, bo jak widzę, jest po prostu przekozacka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O super! Jest na co czekać, bo Lwów faktycznie robi wrażenie :)

      Usuń

Prześlij komentarz